Bieg Rzeźnika Ultra 2022
Już piąty raz pojechałem w Bieszczady przy okazji Festiwalu Biegowego. Razem z Michałem biegliśmy już Dyszkę na Jeleni skok, Enigmę, trzy razy Rzeźniczka, dwa razy Rzeźnika w wersji Covidowej, a w tym roku stanęło na Ultra. Nie był to mój główny bieg w tym roku do którego się przygotowywałem, a raczej sprawdzian przed planowanym Lądkiem na dystansie 240km. Dlatego nastawienie było bardziej na luzie. Nie jest oczywiście tak, że zlekceważyłem ten start, bo obawy były, i to spore.
Jeżeli nie widzieliście poprzednich filmów z Rzeźnika, to warto to nadrobić 🙂
Bieg Rzeźnika 2020 Relacja
Bieg Rzeźnika 2021 – Relacja
Dystans
W ramach VIII Festiwalu Biegu Rzeźnika były następujące biegi::
- Bieg Rzeźnika (w parach): dystans: około 80 km
- Bieg Rzeźnika Hardcore (w parach): dystans: Bieg Rzeźnika ok. 80 km PLUS ok. 25 km
- Bieg Rzeźnika Ultra: dystans około 108 km
- Maraton: Bieg na dystansie 52km
- Rzeźniczek: dystans: około 28 km
- Dycha na Jeleni Skok: dystans: około 11 km
Trasa
Ultra prowadzi z Cisnej, przez Jasło, Smerek, Wetlinę, Małą i Wielką Rawkę, Okrąglik, Solinkę aby zakończyć w Cisnej. Część trasy pokrywała się z Biegiem Rzeźnika co pozwoliło przybić parę piątek i spotkać znajomych. Zaraz za Okrąglikiem na punkcie (Przełącz nad Roztokami) trasa się rozdzielała i myśmy wbiegli na trasę Rzeźniczka – ale w przeciwnym kierunku.
Profil trasy to Rzeźnik w pełnej krasie. 5300 przewyższeń na 107km to naprawdę wyzwanie. Niektóre podejścia to +300m w górę na 1,5km. Krok za kroczkiem bo o szybkim marszu nawet można było zapomnieć. Nasz plan minimum to 20H (21:30 na mecie) a plan super -meta przed zachodem słońca (ok 21).
Start
Po ostatnich problemach z czasem w Kudowie tym razem byliśmy ostrożniejsi. Start o 1:30, 30 minut aby dojechać do Cisnej, pobudka ustawiona na 23:30. Michał o 17:30 nałożył opaskę na oczy, włączył muykę i po pięciu minutach chrapał. Ja do 20 turlałem się po łóżku i w sumie może przespałem 3h.
Na szczęście szybko się zebraliśmy i o 1 byliśmy w Cisnej. Szybki spacer na start, zegarki odpalone, trasa wczytana, pacepro włączone – i to już 5 minut przed startem, zupełnie jak nie my 😉
Jeszcze nawet chwilę na fotkę znalazłem czas 😉
Zgodnie z planem odpalamy.
Początek
Ciemno wszędzie, zimno wszędzie – przecież końcówka czerwca 😉 No dobra, trochę przesadzam. Ja i Michał w długich leginsach i kurtkach, ale reszta biegnie na krótko. Status nadwornego zmarźlaka zobowiązuje. Krótkie spodenki i koszulka zapakowane na przepak.
Sam początek trasy łagodny, da radę sporo biec. Wbijamy na Jasło i ciągniemy na Okrąglik. Uważamy na nogi i korzenie, ale cały czas zyskujemy czas. Pierwszy punkt to tylko szybkie uzupełnienie wody i coli (3 minuty). Przed nami krókie podejście i długi łagodny zbieg. To właśnie na nim sprawdzamy zegarki i okazuje się, że 25km za nami ze świetnym czasem poniżej 3:30H. Niestety, właśnie zaczynają się mocne podejścia.
Smerek
Przed Smerkiem spotkaliśmy kolegę Tomka, z którym mijaliśmy się później wielokrotnie na trasie. Zgodnie z zasadą w kupie raźniej dopasowaliśmy sobie tempo i rozpoczęliśmy wspinaczkę. Ta niestety nie jest łatwa. Stromo! Pod koniec na szlaku są schody któe trochę regulują krok, ale zdecydowanie nie chciały się skończyć. Chmurki nisko zawieszone i widoczność ok 50 metrów.
Chłodny wiatr, kaptur na głowie… oj dobrze, że mam długie spodnie i kurtkę. Ze Smerka stromy zbieg i ponownie pionowa ściana w górę. Pocieszamy się, że za chwilę przepak na 40km. Dobijamy do niego w super humorach.
Tutaj niestety czasu schodzi więcej, trzeba się przebrać, zjeść kanapkę, uzupełnić wodę, colę. Dorzucić żele, napój energetyczny oraz doładować telefony. Tymczasem przed nami prawdziwy hardcore – 35km bez punktu żywieniowego. +21 minut i ruszamy dalej.
W drodze do piekła
Tej części trasy obawiałem się najbardziej. 35km po górach bez możliwości uzupełnienia wody. W plecaku 2litry wody i 0,5 litr coli w softflasku a przed nami lekko 6 godzin drogi. Pojawiło się słońce, ale na szczęście jest również wiatr. Wspinamy się na Małą Rawkę, a później na Wielką. Góra, dół, góra, dół. Słońce pali, woda się kończy, tylko wiatr trochę ratuje. Zapobiegliwie pijemy małe łyki co parę minut. Biegniemy szlakiem granicznym i dobiegamy do Krzemieńca, gdzie łączą się trzy granice: Polska, Ukraińska i Słowacka. Napój energetyczny (o dziwo zimny) smakuje wyśmienicie! W pewnej chwili doganiamy ludzi z Rzeźnika (znaczy trasy właśnie się połączyły). Nie wiem, ile mam wody w plecaku, ale jakoś lekki się zrobił. Tuż przed okrąglikiem Michał mówi, że jemu woda się skończyła. Na szczęście już blisko i ja jeszcze mam. Szybki łyk i zaczynamy zbiegać do punktu na 80km.
Przełęcz nad Roztokami
Punkt jest spory, dużo kibiców, fajna atmosfera.
Jest piwko bezalkoholowe, które wypijam duszkiem. Uzupełniam wodę w bukłaku, colę, jem parę drażetek czekoladowych. Michał w tym czasie wlewa w siebie hektolitry coli i zajada orzeszki. Krótka rozmowa z kolegą poznanym w górach Świętokrzyskich (pozdro Kamil!). +13 minut i wskakujemy na trasę Rzeźniczka (tylko w drugą stronę).
Kryzysy
Co to za bieg ultra bez kryzysu.
Najpierw Michał otrzymuje zjazd energetyczny. „Głodny jestem” mówi i czeka aż mu chyba podam pizze lub kebeba 😉 Na szczęście wyjmuje z plecaka kanapkę, popija łykiem wody. Doładowuje żel i po 20 minutach wraca do gry. Oj ile bym dał za tak szybkie dojście do siebie.
Tuż przed przepakiem w Solince mijamy się z innym biegaczem. Uracza on nas opowieścią o tym jak do kitu wyglądały punkty żywieniowe, że tylko słodkie, rosół na pierwszym punkcie a na przepaku sucha kasza. Czuję się atakowany jakbym to ja był winny jego wyobrażeniom o suto zastawionych stołach na biegu ultra. Zostawiamy go za sobą, aby nie psuć sobie humorów. Dobiegamy do punktu i słyszę – „jest pomidorówka”. Piję kubeczek. Ciepła, dobra. Zapijam herbatką z sokiem malinowym (4 kubeczki), dolewam coli. W tym czasie dobija do nas maruda. Na pytanie czy napije się zupki mówi „Zupki?? oczywiście!” 😉 +5 minut
Przed nami zbieg i dwa ostatnie podejścia (najtrudniejsze, dzięki Mirek!)
Ruszamy, a ja czuję, że odpływam. Żołądek się skręcił, chce mi się wymiotować ledwo nogi podnoszę. O bieganiu nie ma mowy (a przed nami 2,5km zbiegu po asfalcie… ) Piję colę, wodę i przeklinam herbatę z pomidorówką. Gdzieś nad nami słychać grzmoty. Szybko wyciągnięte kurtki ratują nas przed totalnym przemoczeniem. Na szczęście, choć intensywny, deszcz szybko znika a burza idzie bokiem.
Docieramy do podejścia na Hyrlatą. 3km i 400m w górę (z czego większość na pierwszym kilometrze). W zasadzie pionowa ściana a ja ledwo idę. W gardle gula, żołądek co chwilę daje o sobie znać, ale prę do przodu. Niestety wypracowane minutki znikają w oczach. Po drodze mija nas z 5 osób (do tej pory to raczej my wyprzedzaliśmy). Po dotarciu na górę spokojny spacer przez parę minut i powoli zaczynam truchtać. Brzuch się uspokoja i wracam do gry.
Ostatnia Prosta
Tu jednak pojawia się problem wspólnego biegania. Niby jesteśmy na podobnym poziomie, ale ja nie nadążam za Michałem pod górę, za to sporo szybciej zbiegam. I tak spowalniamy się nawzajem. Po dobiegnięciu na ostatni punkt (brak już coli i izo) ustalamy, że ostatnią górę pokonujemy oddzielnie.
On pod górę nie straci, a ja go dogonię na zbiegu (a jak nie to poczeka na mnie ok 1km przed metą).
To był zdecydoanie dobry pomysł. Jak zobaczyłem, jak Michał wyrwał to mi się głupio zrobiło. W zasadzie wbiegał pod górę a to było jedno z najgorszych podejść +300 metrów na odległości 1,5km.
Po drodze mijamy Rzeźników którzy niestety już są poza czasem. Wbijam na górę i patrzę na zegarek gdzie jest Michał (dzięki livetrack widzę go u siebie na mapie) i zaczynam zbiegać. Nogi niosą pewnie i doganiam Michała jakiś 1,5km przed metą. Wypadamy na drogę i ciągniemy do mety.
Kończymy bieg w super nastrojach z czasem 18:23:12 mniej-więcej w połowie stawki!
Teraz już tylko „fejm”, zimne piwko, karkówka z grilla i moja ulubiona domowa karpatka z kremem budyniowym od żonki 🙂
Jeżeli podabają ci się moje relacje zasponsoruj mi kawę lub piwo:
Zapraszam na film:
Wyposażenie
- Plecak Evadict 15L
- Buty – Altra Loane Peak 5
- Czołówka i 2 baterie
- 2 Powerbanki (jeden w plecaku od początu i jeden w Kudowie)
- Kamery – DJI Osmo Pocket, Insta 360 X2
- Zegarek – Fenix 6 Pro
- Żele „ALE” (9) (co dwie godziny)
- Kanapka (bułka z wędliną i serem) z przepaku
- Saltsticki – w przybliżeniu co dwie godziny
- Na punktach: cola, czekoladowe kuleczki
- skarpetki wodoodporne
- Długie leginsy z krótkimi spodenkami / krókie spodenki
- koszulka z krótkim rękawkiem x2 plus rękawki, kurtka x2
- Czapka z daszkiem
- Rękawiczki rowerowe
- kubeczek 😉
- Softflask
- Kijki
Podsumowanie
Rzeźnik to w zasadzie już instytucja. W tym roku pogoda była łaskawa co pozwoliło faktycznie to wybiegać, a nie przedzierać się przez błoto. Nie było również za gorąco, chociaż 35km odcinek bez wody dał się we znaki. Wydaje się, że byłem dobrze przygotowany, bo siły nie brakowało. Stopy całe (oklejenie podeszw robi robotę), paznokcie całe, uda bołały mniej niż przy poprzednich biegach.
To wszystko dobrze rokuje na Lądek, który już za miesiąc, ważne tylko, żeby solidnie przepracować pozostały czas, a na ostatniej prostej dobrze wypocząć.
Dystans – 108,96km (107,00 km)
Czas – 18:23:31 brutto (limit 21,5H)
Średnie tempo – 10:08 min/km
Całkowity wznios – 5 265 m (5 382 m)
Kalorie – 9 013 C
W nawiasach dane podane przez organizatora.
Zdjęcia własne oraz