zdjecie poczatkowe do filmu
Bieganie,  Zawody

Bieg Siedmiu Szczytów 2022

Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich to impreza znana i lubiana. Rok temu byłem tam pierwszy raz (jeszcze wersja Covidowa) i było świetnie. Atmosfera, miasteczko, expo, wolantariusze oraz uczestnicy tworzą świetną całość. Energia wypływa z wszystkich i kumuluje się na starcie.

W pierwszych założeniach miałem startować na 110km w ramach KBL (Kudowa – Bardo – Lądek), ale w końcu za namową przyjaciół, zapisałem się na Bieg siedmiu szczytów.

Jeżeli nie oglądaliście relacji z poprzedniego roku to serdecznie zapraszam, bo warto zobaczyć czego nie robić 😉

Bieg Super Trail 2021

DFBG 2022

Dystanse

W ramach Dziesiątego Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich dostępne były następujące konkurencje:

  • Bieg Siedmiu Szczytów – 240km
  • Super Trail – 130km z metą w Kudowie
  • K-B-L – 110 km (Start w Kudowie)
  • Ultra Trail – 68km
  • Złoty Maraton – 45km
  • Golden Mountain Trails – 33km
  • Złoty Półmaraton – 21km
  • Trojak Trail – 10km

Bieg Siedmiu Szczytów 2022

Trasa

  • DŁUGOŚĆ TRASY: ok. 240 km
  • NAJWYŻSZY PUNKT: ok. 1425m n.p.m.
  • NAJNIŻSZY PUNKT: ok. 261m n.p.m.
  • RÓŻNICA WYSOKOŚCI: 1164 m
  • CAŁKOWITE WZNIESIENIE TERENU: ok. 7670 m
  • CAŁKOWITY SPADEK TERENU: ok. 7670 m
Trasa biegu siedmiu szczytów Dolnośląski festiwal biegowy
Trasa Biegu Siedmiu szczytów – DFBG 2022
Profil trasy biegu siedmiu szczytów Dolnośląski festiwal biegowy
Profilm trasy biegu siedmiu szczytów z zaznaczonymi punktami żywieniowymi

Ilość przewyższeń robi wrażenie, prawie 8 k metrów to nie jest mało, nawet na 240 km. Trasa jest oczywiście bardziej biegowa niż Rzeźnik, ale jest również zdecydowanie dłuższa. Nie przewyższenia są tutaj wyzwaniem, a dwie pełne noce, brak snu i długość trasy. W tym roku również pogoda dołożyła swoje trzy grosze.

Zanim zaczniecie czytać dalej chciałem nadmienić, że na drugiej stronie tej relacji znajdziecie opis z perspektywy Michała. Wreszcie dał się namówić

Przygotowania

W planach były deszcze. Miało padać od 17 do 23 (albo nawet do 3 rano).

Biegi ultra to duże obciążenie dla nóg, a u mnie szczególnie dla stóp. Muszę je zawsze odpowiednio przygotować.

Stąd moje podeszwy oklejam taśmą kinezjo – mam problem z zaginającą się skórą na stopie. W tych rowkach tworzą mi się odparzenia. Naklejenie taśmy temu zapobiega.

Niestety nie wziąłem z domu skarpetek wodoodpornych (co samo w sobie było totalną głupotą, bo dzięki nim zarówno Łemkowynę, Kudowę jak i Rzeźnika przebiegłem bez jednego bąbla).

Piotrek nakłada swoje, Michał ma dwie pary więc oferuje, że pożyczy. Patrzymy na pogodę i stwierdzamy z Michałem, że przecież opady będą małe, buty nie zmokną, a kałuże nie zdążą się zrobić. Utwierdza nas w tym przekonaniu pogoda za oknem. Gorąco i pełne słońce.

Na odprawie dzień wcześniej dowiedzieliśmy się, że track się zmienił i trzeba go pobrać ponownie. To również było zrobione i nowy pace pro przeliczony (dla nieznających – jest to „plan” biegu na konkretny czas uwzględniający nachylenie trasy).

Zastanawiam się, czy biec na krótko czy na długo. W końcu staje na tym, że biorę krótką koszulkę, rękawki, krókie spodnie (długie do plecaka) i kurtka. Rękawiczki rowerowe na rękach, czapka biegowa zimowa i dodatkowe rękawiczki lądują w plecaku) W ostatniej chwili decyduję się na bluzę czym powoduję wytrzeszcz oczu chłopaków. Jestem zmarźlak i mi zawsze zimno więc mam ich w nosie 😉

Do plecaka trafia również tracker od organizatora, dzięki któremu można nas obserwować na trasie.

Start

Nauczeni doświadczeniami na start ruszamy wcześnie, pod bramą jesteśmy 20 minut przed startem. Wszystko włączone, zegarki działają, ostatnie piątki z Piotrem Wójcikiem (który leci z suportem na wysokie miejsce). Start wspólny z 130 więc dużo ludzi. Ustawiamy się gdzieś w środku. 3..2…1 i lecimy

Początek

Start wspólny ma wiele zalet. Energia, doping – uwielbiam ten tłum. Niestety również wiąże się z problemami, których doświadczyliśmy w Kudowie. Wąskie ścieżki, schody i pielgrzymka poniżej swojego tempa. Z jednej strony kiepsko, z drugiej nie spalisz się od razu. Ważne aby później za mocno nie próbować nadgonić.

Po paru kilometrach ludzie się rozchodzą, podczas podejścia nagle słyszę:

– „Hej, tym razem macie lataki”? (swoją drogą to pytanie słyszałem wielokrotnie później na trasie 😉 )

Odwracam się i widzę dwie uśmiechnięte dziewczyny, chwila rozmowy, kamerka i lecimy dalej. Takie sytuacje napędzają mnie niesamowicie. Wiedza, ze ktoś docenia to co robię jest nieoceniona!

Deszcz

Pogoda w górach bywa nieprzewiywalna. Tym razem było jak w zegarku. Miało padać i padało.

Nakładamy kurtki i napieramy. Robię podstawowy błąd – plecak na kurtce a nie pod. Mści się to na mnie później. Na zbiegu do punktu na 9km mijamy trochę ludzi i słyszę, kurki możecie już zdjąć, nie będzie padać… Uwielbiam takie złote myśli 😉

Na punkcie wzorowo, chyba dwie minuty na uzupełnienie płynów (nie ma coli więc do softflaska pakuję izo) i ruszamy. Zachód słońca o 21, tymczasem o 20 już ciemno. Trzeba odpalić czołówki.

Ponownie zaczyna padać. Kamery chowam do plecaka, bo w nocy w deszczu raczej mało widać. Telefon ląduje zawinięty w bluzę bo powoli robi się mokry. Deszcz pojawia się i znika, aby zmienić się w pełnoprawne oberwanie chmury z piorunami. Piękna górska gwałtowna burza. Błyska tak, że jest jasno jak w dzień, a pioruny i grzmoty mamy nad samymi głowami.

Wiatr, deszcz, mgła, widoczność na 2-3 metry (czołówka działa jak długie w mgle). W zasadzie patrzymy tylko pod nogi. Na górze jest mi tak zimno, że muszę się zatrzymać i założyć bluzę. Zdejmuję plecak, kurtkę, wyciągam mokrą i zimną bluzę i wciskam się w nią (pod spodem oczywiście mokra koszulka). Kurtka, plecak i do przodu. Całość trwała może 4 minuty. W deszczu, przy silnym wietrze na szczycie góry… temperatra powietrza 8, może 10 stopni. Odczuwalna nie chcę myślęć ile….

Zaczynam biec i wstrząsają mną drgawki. Trwa to parę minut po czym organim dogrzewa się. Doganiam Michała i Piotra – mieli to samo.

Po niecałych 6 godzinach docieramy do punktu. Na szczęście jest domek w którym można się przebrać. Zakładam długie spodnie (oczywiście mokre). Michał nakłada koszulkę na długi rękaw (sucha bo była w folii) i cieszy się jak dziecko, bo mu ciepło. Patrzymy na parę osób zawiniętych w koce. Trzęsą się niemiłosiernie i część z nich mówi, że tutaj kończy. Deszcz trwał 3 lub 4 godziny i w połączeniu z niską temperaturą wykosił wielu zawodników 🙁

Po prawie 40 minutach ruszamy na Śnieżnik.

Śnieżnik

Po 8 godzinach (od początku) w trasie docieramy na Śnieżnik – 20 minut później niż rok temu. Tym razem problemu z latarkami na szczęście nie ma. Wszędzie błoto po kostki a czasami po kolana. Czuję, że stopy mi nie podziękują. Piotr mówi, że wodoodporne skarpetki też już puściły.

Ok 3 w nocy wpadamy na punkt żywieniowy, jemy zupkę i starając sie nie przedłużać ruszamy

Długie biegi należy w głowie podzielić na mniejsze. Łatwiej jest biec od punktu do punktu niż od razu do mety. W tamtej chwili celem był przepak na Długopolu.

Oprócz zimna i wody na razie nie ma problemów. Zbieganie oczywiście nie jest takie szybkie jak by mogło być bo trzeba uważać aby sobie krzywdy nie zrobić. Dobiegamy do drogi, mija mnie Piotr i Michał, którego proszę o podanie żelu (żele przyjmuję co 2h razem z saltstickiem) Michał mnie olewa i biegnie dalej… nie podobne to do niego, ale może ma chwilowy kryzys. Piotr pomaga mi się ogarnąć i gonimy Michała.

Tymczasem on leci na tyle szybko, że znika nam z oczu. Mija kilometr, dwa, dobiegamy do prostej drogi a jego dalej nie widać. Martwimy się, czy się nie gubił. Zatrzymuję się ab zadzwonić i słyszę

– Po co się zatrzymujemy ??

My z Piotrem w szoku a okazało się, że to nie Michał nas minął, tylko w nocy tak nam się wydawało. Zbiorowe haluny już pierwszej nocy.. no pięknie.

Wreszcie Przepak w Długopolu.

Przepaki i punkty

Rok temu wszystko szło sprawnie, głównie dlatego, ze pogoda była „w miarę”.

Teraz na przepakach musieliśmy poświęcić ogrom czasu, aby się ogarnąć. Zdjąć mokre rzeczy, trochę wyczyścić nogi, założyć nowe ubranie, zjeść, napić się, uzupełnić flaski czy skorzystać z tealety. Na to ostatnie czekałem z 10 minut 🙁

Zmiana ubrań, skarpetek (niestety taśmy się odkleiły i zaczęły się robić odparzenia), zjedzenie kanapki (swoje kanapki w przepaku to już wymóg w naszym przypadku), oklejenie stóp zwykłym papierowym plastrem kosztowało nas masę czasu

odparzona stopa podczas zawodów biegu siedmiu szczytów

W Długopolu spędziliśmy 45 minut (rok temu 30).

Nie podejrzewałem, że tyle czasu można „stracić” na puncie – nauczka na przyszłość i pole do poprawy, ale o tym więcej w podsumowaniu.

Byle do Kudowy

Z przepaku ruszamy z dobrymi humorami. Przebrani, ciepło, noc minęła i przed nami cały dzień. Nie ma się czym martwić, trzeba zasuwać.

Na trasie parę osób mnie rozpoznaje, więc umilamy sobie drogę rozmową! Dziękuję za to!

Kryzysy

Jak już wiecie, nie ma biegów ultra bez kryzysów. Tym razem pierwszy był Piotr. Widać było, że noc dała mu w kość. Był blady i tempo zdecydowanie spadło. Ponieważ ma silną głowę i ukończył 3 razy Bieg 7 Szczytów, to parł do przodu. Niestety trwało to bardzo długo a jak wreszcie puściło, to kryzys dopadł Michała.

Zaraz za podejściem pod wyciąg w Zieleńcu czekam na niego i zaczynam coś gadać. On patrzy się na mnie nieobecnymi oczyma i widzę, że nie jest dobrze. Pytam się czy chce coś nagrać do kamery odnośnie kryzysu, ale zaprzecza. Godzinę później dochodzi do siebie na tyle, że nagrywamy.

W perspektywie mamy ostatni punkt przed Kudową. Jemy tam pyszne pierożki i ponownie widzimy osoby które rezygnują (tuż przed metą 130 boli mocno).

Dobiegamy do Kudowy z czasem 24:08 (jakieś 30 minut wolniej niż przed rokiem).

Przepak w Kudowie

Ten przepak w Kudowie to jakiś szarlatan wymyślił.

Raz, że to meta 130 więc część osób sobie spokojnie kończy z uśmiechem na ustach a dwa, że osoby z 240 również mogą w tym miejscu zostać, otrzymać medal.

Jest to strasznie demotywujące i potrzeba naprawdę silnej woli, albo kopa od kolegi (dzięki Piotr).

Siedząc, podczas przebijania pęcherzy i oklejania nóg podszedł do nas kolega, który dobiegł 3h wcześniej i właśnie zrezygnował. Opowiadał jak zmarzł i jak wyglądają jego nogi czym nas mocno utwierdził, że zostajemy.

Zmianiamy ubrania, ja dodatkowo nakładam świeże buty (w zasadzie nowe z przebiegiem 8km). Składka wygodna, podeszwa oklejona, sucha skarpetka. Nogi są mi wdzięczne.

Jak pisałem powyżej, tylko kop od Piotra pozwolił ruszyć dalej.

K-B-L

Z Kudowy ruszyliśmy po 50 minutach (25:10H biegu) i 50 minut przed limitem.

Niby do zrobienia mniej niż poprzednio a więcej czasu. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę zmęczenie organizmu i brak snu. Trasa choć bardziej biegowa niż Super Trail, to jednak również ma trochę przewyższeń.

K-B-L startował o 20 i było tam paru naszych znajomych. Pierwsze osoby dogoniły nas po niecałych 40 minutach od startu (nasze 1:40 od Kudowy). Szok patrzeć na pełnych werwy ludzi, którzy pod górkę biegną a my ledwo się wspinamy.

Po dotarciu na pierwszy szczyt odpaliliśmy drugi bieg i staraliśmy się utrzymać tempo KBL’owców. Powoli odpalialiśmy czołówki i wypatrywaliśmy znajomych. Stała się tu rzecz niezwykła, bo oprócz znajomych rozpoznało nas na trasie (po ciemku, od tyłu, w czapce wiec nie widać włosów) masa ludzi. Jeszcze nigdy nie dostałem takiego zastrzyku pozytywnej energii. Mega dziękuję za to!

Podczas zbiegania minęła nas Zuzia, szybka wymiana zdań i poleciała dalej. Jakie było nasze ździwienie, jak okazało się, że czeka na nas kilometr dalej przed podejściem. Dzięki temu mogliśy wymienić jeszcze parę słów, za co wielkie dzięki Zuza!

Pasterka i Szczeliniec

Dobiegamy do Pasterki a ja ponownie jestem zmarźnięty. Długie i krótkie spodnie założone, krótka koszulka, bluza, kurtka, bufka na głowie i dwie pary rękawiczek i jak zatrzymam się na minutę, to zaczynam dygotać. Jem zupkę, naleśniki z nutellą, napełniam bukłak, softflaska i grzeję się przy ognisku. Spotykamy następnych znajomych z wcześniejszych biegów i idziemy na Szczeliniec.

Podejście do nałatwiejszych nie należy, wysokie głazy, korzenie. Niby tylko 3km, ale daje mocno w kość.

Pocieszeniem jest fakt, że utrzymujemy tempo osób z K-B-L, więc nie ma tragedii. Docieramy na górę do punktu. Ja mam komplet więc tylko czekamy aż Piotr napełni bukłak. Niestety wieje a ja jestem cały mokry, więc ruszam sam dalej a chłopaki mnie dogonią po drodze.

Szczeliniec jest piękny, trasa cudna, ale w nocy to istny labirynt. Wąskie przejścia, strome podejścia, łańcuchy, czasem trzeba iść na kolanach. Dla zmarzniętego organizmu to istna tortura. Dodatkowo noc nie ułatwia nawigacji i chociaż się nie gubię, to masę czasu poświęcam na znalezienie dobrej drogi.

Po nastu minutach wreszcie wychodzę na schody w dół. Jest wąsko, wiec idziemy pojedyńczo. Na samym dole Dogania mnie Michał z Piotrem. Ja muszę poluzować zbyt mocno zaciągnięte sznurowadła, bo w tym miejscu zaczyna boleć Wchodzimy na najbardziej monotonny odcinek trasy (dodatkowo w nocy).

Bieg Siedmiu Szczytów – noc druga, czyli niekończący się koszmar

Do punktu w Ścinawce na kórym postanowiliśmy się przespać mamy ok 18 km.

Jest lekko pod górkę, więc idziemy. Ja maszeruję najszybciej aby zachować ciepłotę ciała, bo jak zatrzymuję się na chwilę to mam drgawki. Michał zasypia na stojąco. Gdzieniegdzie próbujemy zbiegać, ale korzenie, kamienie i nierówny teren mocno nam to utrudnia. Tempo spadło do 14min/km. Czas się dłuży i wszyscy mamy już dość. Po drodze mijamy domki z ławkami na których można się przespać. Michał i Piotr chcą, ale ja wiem, że nawet folia mi nie pomoże i jak usiądę na parę minut to załapię hipotermię i nie wstanę a się nie rozgrzeję – więc zapewne jak będzie już jasno. W zasadzie wymuszam na nich dalszą drogę (o rozdzieleniu nie chcą słyszeć).

Wreszcie wbiegamy na kawałek asfaltu. Pada komenda biegniemy i ruszamy. Po stu metrach czuję, że jedyny pęcherz który miałem właśnie wybuchł. Ból niemiłosierny dla zmęczonej już stopy. Patrzymy co się stało, a but w tym miejscu cały mokry. Sciągając go modlę się, aby to nie była krew. Na szczęście wygląda na małe straty. Czyszczę nogę chusteczką z płynem dezynfekującym i zaklejam plastrem (Master Piter ma ze sobą chyba całą apteczkę). Zakładam buty, wiążę i powoli ruszamy. Po paru minutach mogę biegać. Mijamy samochód który zatrzymał się aby nas puścić i lecimy w dół. Po kilku minutach zbiegu pada – chyba zboczyliśmy z trasy…. Okazuje się, że tam gdzie stał samochód i świecił nam w oczy światłami trzeba było iść prosto z asfaltu na drogę, a myśmy pobiegli asfaltem… 500 metrów w dół…

Po drodze mówię Michałowi, że ja już mam dość. Jest mi zimno, stopy bolą i chyba zostanę w Ścinawce. On mnie przekonuje, że w Kudowie to w Kudowie, ale teraz mamy już prawie 170km i lecimy dalej.

Układam to sobie w głowie i po 30 minutach już wiem, że lecę dalej. Do wschodu słońca blisko, więc będzie cieplej. Zaraz punkt, więc można się ogrzać i może przespać.

Ścinawka

Jakieś 500 metrów przed punktem czuję silny ból w stopie przy kostce na wysokości sznurowadeł. Pod koniec mam łzy w oczach i prawie kuleję. Wchodzimy na punkt,gra muzyka, imprezka na całego, chociaż mało osób bo prawie cały KBL jest już dalej. Jem zupkę, rozmawiam z wolontariuszami, zachęcają do dalszej drogi. Kładę się na 10 minut do namiotu na mokry materac. Owijam się folią NRC i staram zasnąć. Niestety nic z tego więc wrcam do ogniska. Zdejmuję buty, staram się ogrzać. Ból kostki niestety nie mija. Skarpetka w dół i widzę opuchliznę. Do tego z zimna czuję jak odpływam, zbiera mi się na wymioty. To nie tak miało wyglądać…

Myślę jeszcze o nurofenie. Ból by zniknął, stan zapalny może również, ale nie wiem tak naprawdę co się stało i w jakim jest stanie. Oznajmiam chłopakom, że nie ruszę się dalej. Michał chce zostać ze mną, ale udaje mi się go przekonać, że ma iść dalej. Słyszę, że może jeszcze poczekam z oddaniem chipa, ale widzę, że chłopaki są gotowi do wyjścia a to by mogło ich zatrzymać, więc oddaję chipa i trackera.

Oficjalnie mój pierwszy DNF – punkt na 170km. Wg zegarka 178km

Jeden z wolontariuszy oferuje wymianę trackerów bo baterie siadły. Zmuszam ich aby to zrobili.

Dla mnie wyścig i udział w DFBG 2022 się skończył, oni lecą dalej.

DNF na punkcie w Ściniawce podczas Biegu siedmiu szczytów
spuchnięta kostka przyczyną kontuzji

Po DNF

Jest godzina 5:30. Transport będzie o 7. Na drodze stało pogotowie więc schłodziłem kostkę sprayem. Ktoś poczęstował Voltarenem. Wrzucam na relację info, że dla mnie wyścig się zakończył. Parę minut później dzwoni Agata, żona Michała.

Okazuje się, że aby zrobić mu niespodziankę przyjechała sama z Warszwy i jest na miejscu i może po mnie przyjechać. Jest u mnie chwilę po 7. U mnie znacząca poprawa, opuchlizna prawie zeszła a ja mogę chodzić. Jedziemy odebrać koleżankę Justynę z urazem kolana z Bardo.

Tam widzimy się z Zuzą (która mijała nas na trasie KBL’a). Widzę ją z daleka, że jest podłamana. Ma problemuy z żołądkiem, nie przyjmuje jedzenia. morale siada. Jak mnie widzi to słyszę

-Co Ty tu kurwa robisz?

Widzę w jej oczach, jak w tej chwili przejmuje się bardziej mną, niż sobą. Tłumaczę co się stało i motywujemy ją do dalszej drogi. Ona rusza, a my w trójkę wsiadamy do auta i jedziemy do Lądka.

Runandfly po DNF w Bardo

Na mecie DFBG

Jestem pełen adrenaliny, więc po szybkim prysznicu, zjadam śniadanie i sernik nowojorski od żony i idziemy z Agatą na metę. Piotrek Wójcik już dobiegł więc wbijamy do niego. Dotarł 12 przekraczając wszystkie swoje założenia. Na ten sukces zapracowały równie mocno jego dwie supportujące Koleżanki. Natalia i Kelli.

Piotr Wójcik na mecie

Po jakimś czasie dobiega również Maciek i Radek.

Wracam do pokoju aby się chwilę przespać i pojawić się na mecie Michała i Piotra.

3H mijają szybko i ponownie jestem przed bramą.

W międzyczasie zdążyło popadać, ale znów jest słońce. Niestety człowiek ogarniający wymianę trackerów spieprzył robotę i na stronie dalej widać stare. Nie wiemy więc gdzie oni są, ani o której mogą być na miejscu.

Hamburger jako nagroda po wysiłku
Mała nagroda

Ponownie zaczyna padać, robi się zimno. Trochę przez łzy, ale cieszę się, że nie biegnę. Na metę wpada Ania Szlendak którą sprawdzaliśmy całą trasę jak sobie radzi. Na twarzy pełno emocji, widać zmęczenie i szczęście.

Chwilę po niej wpadają następne osoby które obserwowaliśmy podczas biegu – Kasia Krym i Kinga Lampika. Z nimi rok temu przebiegliśmy kawał drogi i od tego czasu na biegach przebijamy piątki. Zmęczone, mokre i zziębnięte, ale szczęśliwe.

W ostatnich pomiarów Michał i Piotr byli prawie godzinę za nimi, tymczasem wpadają na metę 10 minut po nich z czasem 49:33. Jesteśmy z Agatą totalnie nieprzygotowani. Włączam kamerę, stajemy za metą i bierzemy medale aby im wręczyć. Zmęczeni, ale uśmiechnięci. Michał z wrażenia, że Agata ma jego medal aż zatrzymał się przed metą. Piotr również w szoku, gdyż jego dziewczyna również pojawiła się na mecie. Piękna niespodzianka. Ja znowu dałem ciała i chociaż kamerę włączyłem, to nie zdjąłem zasłonki z obiektywu ….

Za namową przyjaciół pojawiam się w biurze zawodów i odbieram medal za 130km. Nie jestem do niego przekonany i nie czuję go, ale zgodnie z regulaminem ten bieg ukończyłem. Celem był Bieg 7 Szczytów, ale życie zweryfikowało moje plany. No cóż – za rok znowu pojawię się na DFBG.

Jeżeli podabają ci się moje relacje zasponsoruj mi kawę lub piwo:

Skoro już wiecie prawie wszystko, to zapraszam na film:

Wyposażenie biegowe

  • Plecak Evadict 15L 
  • Buty – Altra Loane Peak 5, Altra Loane Peak 6 (wymienione w Kudowie)
  • Kamery – DJI Osmo Pocket, Insta 360 X2
  • Czołówka + 4 baterie
  • 2 Powerbanki (jeden w plecaku od startu, drugi na wymianę w Kudowie)
  • Zegarek – Fenix 6 Pro
  • Żele „ALE” (16) (co dwie godziny)
  • 3 Kanapki (bułka z wędliną i serem) z przepaków
  • Saltsticki – w przybliżeniu co dwie godziny
  • Na punktach: cola, ciepłe jedzenie, kanapki, trochę arbuza i pomarańczy. Nic słodkiego nie jadłem na punktach
  • 3 pary skarpetek – żałuję, że nie wziąłem swoich wodoodpornych
  • 3 komplety ubrań ( 2x długie spodnie i koszulki z długim rękawem na noc)
  • 2 lekkie kurtki biegowe
  • 1 bluza biegowa
  • Rękawiczki rowerowe + rękawiczki biegowe zimowe
  • czapki/bufki
  • kubeczek 😉
  • Softflask
  • Kijki
  • traker od organizatora – trzeba pamiętać o jego doładowaniu, bo bateria nie wytrzymuje całego biego!

DFBG 2022 – Podsumowanie

Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich to piękna impreza zorganizowana z rozmachem. Każdy znajdzie dystans dla siebie. Całość rozłożona jest w czasie więc można zarówno pokibicować jak i wziąć udział.

Ja mam co sobie układać w głowie.

Michał na każdym punkcie włączał w zegarku „odpoczynek”. Po zsumowaniu okazało się, że trwało to ponad 6H. Połowę lub więcej z tego czasu można zaoszczędzić dzięki supportowi i to chyba najważniejszy wniosek na bieg za rok. Bo oczywiście za rok pojawię się ponownie w Lądku aby stanąć przed wyzwaniem 240km

Dystans – 177.87 km (170,00 km)

Czas – 35:00:12 (limit 37H)

Średnie tempo – 11:48 min/km

Średnie tempo ruchu – 9:52 min/km

Całkowity wznios – 5,638 m

Kalorie – 10,921 C (bez pomiaru tętna więc tylko orientacyjne)

2022 b7s moja mapa
Trasa przebyta w ramach Biegu siedmu szczytów

W nawiasach dane podane przez organizatora.

Zdjęcia portretowe wykonane przez Łukasz Buszka

Michał również stwierdził, że podzieli się z Wami swoją relacją, więc na następnej stronie znajdziecie jego opis trasy.

Strony: 1 2

9 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *