kudowa 2022 do filmu 2
Bieganie,  Zawody

Kudowski Festiwal Biegowy 2022

To był mój drugi start w tej imprezie. Rok temu (2021) wersja covidowa odbyła się nie w kwietniu lecz, w maju. Skutkowało to dłuższym, cieplejszym dniem. Inna była też trasa, w całości poprowadzona w Polsce. Wtedy biegnąc solo 75km zamknęliśmy się w 13 godzinach. Poniżej możecie obejrzeć relację z poprzedniego roku:

Tym razem, tak łatwo nie było….

Dystans

W ramach Festiwalu można było wziąć udział w następujących zawodach:

Sztafeta 3x 25 km – trasa podzielona na 3 różne etapy, Zespoły 3-osobowe.

Solo – dystans około 75,4 km, start indywidualny

O-Błędny Maraton – dystans 42 km

Półmaraton Błędnych Skał –dystans około 21 km

Kudowska Dziesiątka – dystans 10 km

Kids Trail – biegi dla dzieci 

Ja biegłem wersję pełną, czyli Solo

Trasa

Trasa Kudowskiego Festiwalu biegowego biegnie przez Polskę i Czechy. Odwiedza się piękne miejsce łącznie z Błędnymi Skałami oraz Szczelniakiem. Można ją przebiec w sztafecie (3 osoby po ok 25km każda), albo samodzielnie. Ja jak w poprzednim roku biegłem całość.

Trasa Kudowskiego Festiwalu Biegowego 2022
Profil trasy i punkty Kudowski Festiwal Biegowy 2022

Profil trasy jest dość wymagający jak na taki dystans. 3500 metrów przewyższenia wg organizatora. Do tego dość mały limit czasowy (14H) powoduje, że bieg raczej nie należy do tych prostszych.

Przygotowania

Niestety w tym roku nie czułem się tak pewnie jak poprzednio. Mało długich wybiegań, drobna choroba tydzień przed oraz kontuzja łydki nie nastrajały mnie pozytywnie. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy uda mi się wystartować. Może nie gwoździe do trumny…. ale młotek już w ręku.

Start

Start był o 6:30. Pobudka o 5, śniadanie na szybko i do tego pyszna szarlotka z kruszonką upieczona przez żonę, kibelek. Mieliśmy wyjść ok 5:50, wyszliśmy bliżej 6:10. (chyba ktoś przyniósł te gwoździe)

Szybki spacer, pędem oddać przepaki i ustawić się na starcie. Zegarek włączałem, gdy z głośników zabrzmiało „1 minuta do startu”.

W tym momencie okazało się, że nie mam wgranego Pace Pro…

Pace Pro, to system w Garminie, który dzieli trasę na części i ustala różne prędkości na ich pokonanie, w zależności od zadeklarowanego czasu końcowego. Dzięki temu w każdym momencie wiem, czy mam zapas czasowy czy nie. Ponieważ system uwzględnia wzniesienia i spadki, daje super dane, czy mogę zwolnić i trochę odpocząć, czy jednak muszę biec szybciej aby zmieścić się w zadeklarowanym limicie. Na szczęście można to ustawić w chwilę w zegarku ufff…. Niestety ponieważ zegarek nie zdążył „złapać” GPS’a przed startem, system pacepro nie włączył się. Tym razem usłyszałem, jak ktoś ten młotek wbija….

Początek trasy

Wystartowaliśmy w końcówce stawki. Niby nie pierwszy raz, Zawsze lepiej się czuję, jak kogoś wyprzedzam, niż jak to mnie wyprzedzają. Niestety tutaj, to był ogromny błąd. Parę minut po starcie okazało się, że trasa jest na tyle wąska (rok temu było mniej ludzi i zupełnie o tym zapomniałem), że mieści się na niej jedna osoba. Do tego na ścieżce leżały drzewa. Parę minut w plecy …. i następne uderzenia młotkiem.

Błędne Skały

Tuż przed pierwszym punktem żywieniowym są Błędne Skały. Przepiękny labirynt przywitał nas zimową aurą i lodem na ścieżkach. Z naszej grupy jedynie Piotr nauczony doświaczeniem założył raczki, reszta uprawiała taniec figurowy. Niestety presja czasu i stres związany z brakiem przyczepności nie pozwolił nam na podziwianie widoków (zdecydowanie muszę się tam wybrać na weekend w lato). No i ponownie zatory. Tutaj wyprzedzenie w zasadzie nie istnieje, więc ponownie parę (jak nie naście) minut straconych w kolejkach. Młotek walił już bez opamiętania, do mnie jednak dalej to nie docierało i trochę zamarudziliśy na punkcie (chociaż i tak krócej niż zazwyczaj). Ponieważ pacepro nie działał, a nie ogarniałem limitów, czerwona lampka jeszcze mi się nie zapaliła

Zaraz po Błędnych Skałach był zbieg…. po lodzie. Tym razem bardzo dużo osób założyło raczki (następne parę minut straconych), ale dzięki temu troszkę nadgoniliśmy. Śnieg i lód zmieniło się w błoto. Moje gumowe raczki odczepiały się co chwila.

Michał i Piotr pobiegli szybciej, ja z Adamem trochę z tyłu, zagadani, zgubiliśy trasę (zbiegając po asfalcie) i trzeba było wrócić się jakieś 300-400 metrów pod górkę. Następne 5 minut w plecy.

Drugi punkt żywieniowy

Wpadliśmy na drugi punkt w dobrych nastrojach. Co prawda czas nas gonił, jednak wyglądało na to, że ogarniamy. Herbatka, cola, coś słodkiego i ruszamy dalej. Przez przypadek usłyszałem, że punkt jest zamykany za 10 minut i jesteśmy na styk. Zmroziło mnie. Byłem przekonany, że mamy ok 30 minut zapasu. Wcześniejsza rozmowa z Michałem wróciła – przecież nie będzie tak, że zabraknie nam 5 minut do limitu. Teraz to już młotkiem ktoś przybijał te gwoździe bez opamiętania.

Rozdzielenie

Ruszyliśmy z punktu niezbyt szczęśliwi, ale zdeterminowani. Teraz nie wiem już, czy do wszystkich dotarła ta wiadomość, że jesteśmy na limicie, jednak stało się coś, co zazwyczaj na naszych biegach nie miało miejsca. Tłok na trasie nie sprzyjał biegnięciu wspólnie, więc każdy ogarniał swoim tempem. Jak się zorientowałem, że z Piotrem jesteśmy sporo przed Michałem i Adamem (nie było ich widać) to podjeliśmy decyzję, że czekamy na nich na punkcie kontrolnym (zmiana sztafety).

Przed nami było mocne podejście po schodach (chyba najtrudniejsze podejście na tym biegu) a czas się kurczył. Piotr poszedł szybciej a ja odliczałem minutki które mi zostały do limitu czasowego. Niestety, chłopaków nie było widać. Na punkt dotarłem dwie minuty przed limitem. Pytam się organizatorów, czy puszczą dalej po limicie. Usłyszałem tak. Szybko ogarniam jedzenie i picie, i czekamy. Dwie minuty po limicie widzę jak organizator zamyka bramki i mówi, że już nikogo nie wpuści… Bieg dla Michała i Adama się skończył.

SZOK!

Dzwonimy do nich, chwilę to trwa bo nie odbierają (w końcu wspinają się po schodach). Ostatecznie decydujemy, że zaczniemy iść i w tym czasie ogarniemy telefon do nich. Po paru minutch się udaje. Okazuje się, że dotarli na punkt 4 minuty po limicie i niestety zostali zawróceni. Błędy z początku, zatory na trasie i zgubienie uniemożliwiły im dalszą walkę 🙁

Słyszymy od nich – „Walczcie dalej”.

Ruszamy.

Solo

Pewnie nie wiecie, ale nie lubię biegać zimą. W ogóle nie lubię jak mi jest zimno i mokro… Właśnie dlatego w domu stoi bieżnia i w sezonie jesienno zimowym jest dość mocno użytkowana.

Jest jednak jedna rzecz, której nie lubię jeszcze bardziej. Biegać długich dystansów solo. Moje wybiegania w tym roku wyglądały jak wyglądały nie bez powodu…

Piotr pognał do przodu swoim tempem. Ja nie chcąc go spowalniać człapałem swoim.

Na dotarcie do następnego punktu na 41,6 km (12 km od poprzedniego) mieliśmy 2,5H. Ponieważ ruszyliśmy z pewnym opóźnieniem, to nawet mniej. Na 43 km dalej punktu nie było widać i słychać, a mi zostało 8 minut do limitu. Młotek właśnie wbijał ostatni gwóźdź!

Głowę zajmowałem sobie tym, jak złożyć relację, co powiedzieć, jakie wymówki sobie przygotować, jak się usprawiedliwić na DNF. Kamery w zasadzie nie wyciągałem, skupiony tylko na tym, aby biec. Jak wreszczie do niego dotarłem, byłem minutę po limicie ….

Zacznijmy więc litanię wymówek, bo przecież nie brak przygotowania był temu winny:

  1. Choroba
    • Od powrotu z Paryża, nie czułem się dobrze. Gardło zawalone, co jakiś czas stan podgorączkowy, ogólnie kicha.
  2. Kontuzja Łydki
    • Na 12 dni przed biegiem po krótkim treningu w lesie odezwała się dawno nie widziana koleżanka – kontuzja. Zimne okłady i maści poszły w ruch. Po paru dniach przerwy od biegania poszedłem się przewietrzyć i niestety po kilometrze łydka znowu dała się we znaki. Tym razem mocniej, więc i „leczenie” było mocniejsze. Okłady, maści, prąd i pistolet do masażu. Oczywiście żadne bieganie nie wchodziło w grę (do startu 6 dni)… w piątek przed wyjazdem dodatkowo okleiłem łydkę taśmami.
  3. Plecy
    • Jak wszystko, to wszystko… w poniedziałek obudziłem się z bólem w górnej części kręgosłupa. Albo mnie przewiało, albo przesadziłem z ćwiczeniami… no nic.. Znowu przeciwzapalne, maści, masaże, poduszka rozgrzewająca.
  4. Warunki
    • To co się działo na trasie to istny armagedon. Śnieg, deszcz, błoto, lód. Powalone drzewa na wąskiej ścieżce nie tyle przeszkadzały, co uniemożliwiały bieganie i powodowały tworzenie się niezłych korków.
  5. Organizatorzy
    • Mając na uwadze to co się dzieje na trasie, oczekiwałbym od organizatora zwiększenia limitu na pierwszych punktach. Nie musiało to być dużo, wystarczyło by o 15-30 minut. To co straciliśmy na dotarciu do pierwszego punktu bardzo trudno było odrobić. Zdjęcie kogoś z trasy o 12 jest słabe. Przydałaby się większa elastyczność. Nie mówię tutaj o zwiększeniu limitu na mecie, ale część sztafet też odpadła, a może lepsi zawodnicy byli wystawieni na drugi lub trzeci etap.
    • Zawodów Solo nie ukończyło 87 osób (z 255 startujących)

Jeżeli podabają ci się moje relacje zasponsoruj mi kawę lub piwo:

Zapraszam na film:

Biegnę dalej

No dobra, wiem, że żaden ze mnie Hitchcock 😉 Chociaż przybiegłem na punkt minutę po, obsługa punktu puściła mnie dalej. Warunki wcale lepsze się nie zrobiły. Błoto, śnieg na trasie i z nieba.

Następny punkt to przepak. Trzeba było wbiec na Szczeliniec i z niego zbiec. Wchodząc na ścieżkę wiodącą na szczyt miałem 40 minut (na znakach 30 minut na szczyt). Zrezygnowani biegacze, których mijałem po drodze na pytanie czy walczą dalej, stwierdzili „chcesz w 40 minut przeskoczyć Szczeliniak…” Drodzy koledzy – jak się chce to można 😉 Na szczyt wbiegłem w 10 minut 🙂

Na przepaku byłem 9 minut przed limitem. Zmieniłem tylko czapkę (na przebranie się nie było czasu). Wypiłem napój, uzupełniłem żele, wziąłem kanapkę do ręki i 2 minuty przed zamknięciem punktu podreptałem dalej. Kanapkę jadłem przez 20 minut 😉 To był chyba najszybszy przepak w moim życiu 😉

Następny punkt to ponownie Błędne Skały. Tym razem 12 minut zapasu, 3 minutowa przerwa na colę, ciastko, orzeszki i ruszyłem dalej z perspektywą długiego zbiegu, na którym rok temu zyskaliśmy kilkanaście minut. Niestety tym razem tak dobrze nie było. Błoto nie pozwalało się rozpędzić tak jak bym chciał, jednak patrząc na zegarek byłem dobrej myśli. Zrobiło się ciemno, ale do mety już blisko.

W końcu 12 minut przed czasem pojawiłem się na mecie. Zmęczony, zziębnięty (przecież pisałem, że nie lubię biegać w zimie 😉 ) ale szczęśliwy.

Jeszcze nigdy nie biegłem z perspektywą DNF’u pukającą do mych drzwi. Co więcej, jeszcze nigdy nie biegłem w takich mieszanych warunkach, gdy dwójka z partnerów zaliczyła DNF’a. To potrafi zamieszać w głowie. Jestem stadnym zwierzęciem, więc również bieganie samodzielne mi „nie leży”.

Jednym słowem, ten bieg był dla mnie najtrudniejszy z dotychczasowych. Może nie ze względu na moje przygotowanie i zmęczenie, ale psychicznie wyczerpujący. Zaliczyłem jeden krótki kryzys energetyczny, ale dwa żele w przeciągu paru minut postawiły mnie na nogi. Biegłem na miarę swoich możliwości. Gdyby nie błędy sprzed biegu (głównie ustawienie się jako ostatni), psychicznie byłbym sporo spokojniejszy a i perspektywa DNF’a nie byłaby tak blisko.

Wyposażenie

  • Plecak Evadict 15L 
  • Buty – Hoka SpeedGoat 4
  • Kamery – DJI Osmo Pocket, Insta 360 X2
  • Zegarek – Fenix 6 Pro
  • Żele „ALE” (5)
  • Kanapka (bułka z wędliną i serem) z przepaku
  • Saltsticki – w przybliżeniu co dwie godziny
  • Na punktach: herbata, cola, słodycze, krakersy, orzeszki
  • skarpetki wodoodporne
  • Długie leginsy z krótkimi spodenkami
  • Koszulka na długi rękaw, koszulka z krótkim rękawkiem, bluza, kurtka
  • Czapka
  • Rękawiczki
  • Bufka na szyje
  • kubeczek 😉
  • Softflask
  • Kijki

Podsumowanie

Tak jak pisałem powyżej, był to najtrudniejszy z moich biegów do tej pory. Podtrzymuję również stanowisko z poprzedniego roku, że jest to najpiękniejsza trasa na której biegłem. Organizacyjnie ok. Punkty dobrze wyposażone, wolontariusze pomocni i uśmiechnięci. Zabrakło mi delikatnego wydłużenia limitów na początkowych punktach ze względu na pogodę (a w zasadzie na zastoje w wąskich miejscach). Później dało radę to nadrobić i myślę, że część osób mogła by dobiec do mety w limicie.

Na pewno wrócę tu za rok!

Dystans – 77,65 km (75,00 km)

Czas – 13:47:35 brutto (limit 14H)

Średnie tempo – 10:38 min/km

Całkowity wznios – 3 381 m (3 500 m)

Kalorie – 7 150 C

W nawiasach dane podane przez organizatora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *