Bieg Ultra Granią Tatr 2024
Słyszałem dokładnie tą samą frazę już przy okazji Czantorii. Jak jest naprawdę? Który bieg zasługuje na ten przydomek? Zapraszam do czytania!
Zapisy na start BUGT
Na Bieg Ultra Granią Tatr dostać się nie jest łatwo. Nie dość, że trzeba spełnić wymagania (odpowiednia ilość punktów ITRA), to jeszcze mieć szczęście w losowaniu.
Bieg odbywa się od 2013 roku. Początkowo był co dwa lata, a od 2023 roku (chyba ze względu na duże zainteresowanie), odbywa się corocznie, więc o miejsce będzie prościej. Dodatkowo, szczęściu w losowaniu można pomóc, będąc wolontariuszem. Takie osoby, gdy nie zostaną wylosowane, mogą ubiegać się o miejsce ze specjalnej puli organizatora.
To było moje drugie podejście do losowania i na szczęście w tym roku się udało. Co więcej, udało się nam wszystkim, więc wiedziałem, że nie będę biegł sam.
Ponieważ to podobno najpiękniejsza trasa biegowa w Polsce, pozostało nam tylko zaklinać pogodę.
Bieg Granią Tatr – Informacje podstawowe
Bieg Ultra Granią Tatr to nie przelewki!
Długi na 71 km z przewyższeniami ponad 5000 metrów oraz wyśrubowanym limitem czasu 16:30h.
Tak „krótki” limit wiąże się z brakiem zgody na bieganie po Tatrach po zmroku.
Start biegu jest o godzinie 4:30 (z Siwej Polany) a na mecie (Kuźnice) najpóźniej trzeba być o 21. A jeszcze po drodze trzeba się zmieścić w limitach czasu na poszczególnych punktach.
Jak widzicie po profilu, nie ma tutaj taryfy ulgowej. Podejścia są strome, a zbiegi często kończą się na ześlizgiwaniu się, lub nawet schodzeniu tyłem. Jeżeli planujecie wziąć w tym udział, przygotujcie mięśnie czworogłowe na ogromny wysiłek.
Na trasie biegu znajdziecie tylko trzy punkty żywieniowe:
- Schronisko na hali Ornak – 26km biegu z limitem 6H od startu
- Schronisko Murowaniec – 42km biegu z limitem (podwyższonym o 15 minut) 9:45H od startu
- wodogrzmoty Mickiewicza – 56km biegu z limitem 13:30h
UWAGA – nie ma przepaku!
Brak przepaku na takim dystansie i takiej trudności biegu jest uciążliwy. Plecaki są ciężkie (trzeba wziąć ze sobą dużo wody) a jeżeli wiecie, że coś będziecie potrzebować, trzeba to od razu zabrać ze sobą.
Jakie dystanse mogę pobiec BUGT ?
Bieg Ultra Granią Tatr to nie festiwal. Tutaj jest tylko ten jeden bieg, w koło którego toczy się całe wydarzenie i chyba dobrze.
Biuro zawodów BUGT
Jak już pisałem, start jest o godzinie 4:30 z Siwej Polany (910m npm). Organizator zapewnia transport na miejsce, ale można dojechać samemu (płatne parkingi na miejscu).
Wejście do strefy podzielone jest wg numerów i każda osoba musi pokazać całe wyposażenie obowiązkowe, a wolontariusz zapisywał, że weszliście (tak drobiazgowego sprawdzania wyposażenia nie miałem jeszcze na żadnym biegu). Nasze numery zapisywane były jeszcze wielokrotnie na trasie. Dzięki temu organizator wiedział, ile osób jest na trasie i w przybliżeniu gdzie. Trackery GPS nie zawsze działały, wiec takie dodatkowe zabezpieczenie było zdecydowanie na plus.
Pogoda na starcie nas lekko zaskoczyła. Miało być zimno, a jest przyjemnie. Kurtki szybko lądują w plecaku.
W ciągu dnia ma być gorąco i słoneczenie, mam pełny bukłak wody (2 litry) oraz dwa flaski (0,5l). Jeden z colą, drugi z izotonikiem.
Siwa Polana – Ornak
Ruszamy o czasie.
Początek to 7 km delikatnego podbiegu po asfalcie, szutrze. Biegnę z Michałem i Piotrem. Chłopaki narzucają trochę za duże tempo dla mnie, więc zostaję z tyłu, na szczęście orientują się, że mnie zgubili i zwalniają trochę. Plecak mi ciąży, obija się. Nie są to wymarzone warunki do biegania – ale wiem, że to właśnie tutaj trzeba zrobić zapas czasu, bo później biegania nie będzie za dużo.
Powoli robi się jasno i przed podejściem w zasadzie można schować czołówkę. Mamy nadzieję, nie używać jej więcej na tym biegu.
Kijki w ręce i rozpoczynamy podejście.
Na pierwszy ogień idzie Grześ (1652m), później coraz ciężej na Rakoń (1876m) i Wołowiec (2063m).
Wschód! Pieknie widać grań i chociaż czas goni to nieliczne „płaskie” części trasy wykorzystuję do nagrywania.
Po Wołowcu trochę w dół (stromo) i zaliczamy Łopatę (1932m), Jarząbczy Wierch (2115m), Kończysty Wierch (1993m) oraz wspinamy się na Starorobociański Wierch (2172) który jest najwyższym punktem na naszej trasie. Nogi już bolą, z biegania nici a do pierwszego punktu jeszcze ok 5km.
Do tej pory na biegach wspinanie przeplatało się ze zbieganiem, tutaj w zasadzie większość to szybki marsz. Pełno skał, ruchomych kamienia a dodatkowo często różnica wysokości na jeden krok to 30-40cm.
Pojawiają się skurcze! Już nie pamiętam, kiedy na biegu miałem skurcze. Biorę nospe i dodatkowe saltsticki. Michałowi skurcze też zaczynają dolegać.
Po drodze na Hali Ornak zaliczamy jeszcze Siwy Zwornik (1965), Siwe Skały (1867) oraz Ornak (1854).
Słońce grzeje mocno, temperatura już jest wysoka, zbieganie idzie mi już średnio, co nie wróży dobrze na resztę biegu.
Kilometr przed punktem potykam się i ląduję na ziemi… obie łydki twarde jak kamień… szybkie masowanie i skurcze ustępują, a ja zbiegam jeszcze wolniej.
Na punkcie (1095m) melduję się po 5:18H. Nie sądziłem, że 26km tyle zajmie (szczególnie, że pierwsze 7 km było czysto biegowe).
Uzupełniam softflaski (cola/izo) oraz tankuję bukłak do pełna. Dodatkowo piję chyba litr płynów. Jem pasztecika z kapustą i parę owoców.
Od znajomych słyszałem, że aby mieć „spokój” z limitem, tutaj powinniśmy mieć godzinę zapasu… Na punkcie zeszło nam się 10 minut, więc wychodzimy z zapasem 30 minut.
Tuż przed wyjściem dostajemy jeszcze pół litrową butelkę coli – ląduje ona w plecaku na wszelki wypadek.
Ornak – Murowaniec
Ta część trasy to Czerwone Wierchy. Byłem tutaj raz, 20 lat temu. Wtedy ze znajomymi wybraliśmy się na trasę „adaptacyjną” na Ciemniaka, a skończyło się na całym szlaku, i ogromnym zmęczeniem całej paczki.
Czas zamienić te wspomnienia na nowe.
Podejście na pierwszy szczyt Ciemniak (2096m) zajmuje nam prawie 2H!
Od punktu minęło dopiero 7km więc tempo nie powala. Minutki uciekają i brak czasu na podziwianie widoków. Upał daje się we znaki, co chwilę piję wodę aby nie dopuścić do odwodnienia, ale przy tej ilości picia powinienem zdecydowanie częściej sikać…..
Następny szczyt Krzesanica (2122m) oraz Małołączniak (2096m). Niby trochę w dół, ale to co robię zdecydowanie nie mogę nazwać biegiem. Czasami trzeba się podpierać rękoma przy schodzeniu, bo jest stromo, a gdzieś indziej podejście które wymaga dwóch rąk wolnych i przytrzymujemy sobie nawzajem kije.
Na tym kawałku (jest też zdecydowanie więcej turystów). Większość nas dopinguje, puszcza, gratuluje. Bardzo to miłe! Często jest wąsko, więc zdarzają się też lekkie przestoje, na szczęście krótkie.
Mijamy Kopa-Kondracka (2005m) i powoli wyłania się Kasprowy Wierch (1987m), po drodze zaliczamy jeszcze Goryczkowa Czuba (1867m).
Tutaj Piotr mówi, że nie ma już wody. Widać, że siły z niego opadły. Od sędziów wcześniej dowiedzieliśmy się, że można kupić wodę w barze na Kasprowym. Michał poi Piotra wodą ze swojego bukłaka, a ja biegnę przodem kupić wodę. Niestety trasa nie prowadzi obok schroniska i trzeba by nadrobić z 300-400 metrów w jedną stronę (plus czas w samym schronisku), więc rezygnuję, bo czas nas goni, a jeden z sędziów mówi, że ma jeszcze pół litra wody i może się podzielić.
Czekam więc na Piotra i Michała. Szybkie picie i ruszamy do Murowańca (1434m).
Piotr ,mimo odwodnienia, biegnie zdecydowanie lepiej niż ja.
Na punkt wbiegam dwie minuty przed starym limitem z czasem 9:28 – 16 minut przed podwyższonym.
Odcinek 16km zajął nam 4 godziny!
Na miejscu Kamil (kolega poznany kiedyś na bieganiu w Świętokrzyskich Górach) jest wolontariuszem i jak mnie widzi podbiega z mokrą gąbką studząc mnie – dzięki Kamil! Super było się spotkać!
Wolontariusze wychodzą z siebie, aby nam pomóc. Napełnione flaski trafiają w moje ręce, zaraz pojawia się w nich również smaczna zupa pomidorowa. Pusty bukłak! (wypiłem ponad 3 litry na tym odcinku) również jest szybko napełniony.
Na punkcie jest dziewczyna Piotra Elwira oraz kolega Piotr – inny :). Dzięki temu mogę napić się energetyka oraz shota magnezowego, które dałem jej wcześniej.
Super było was zobaczyć i chwilę pogadać! Dzięki!
Czas nas goni, minutki mijają, wiec zbieramy się SUPER SZYBKO i wychodzimy po 8 minutach, z zapasem ponad 7 minut.
Walka z czasem trwa, a przed nami chyba najtrudniejszy kawałek – Krzyżne.
Murowaniec – Wodogrzmoty
Ta część trasy to 14 kilometrów. W zasadzie nic wielkiego. Limit na następnym punkcie to 13:30h – czyli mamy prawie 4H. Co złego może pójść…..
Jest gorąco, wiatru prawie nie ma. Co prawda większość przewyższeń z biegu już za nami, ale o tym podejściu nasłuchaliśmy się już wcześniej. Stromo, ciężko, stromo.
Widzimy turystów chodzących w kaskach… moja czapeczka wygląda przy tym blado.
Idziemy cały czas pod górę, noga za nogą. Jak mijam jakiś strumień to moczę w nim czapkę, ulga niestety przychodzi na krótko.
Aby zjeść żela muszę się zatrzymać na minutę. W ruchu nie jestem w stanie nic zjeść.
W oddali słychać helikopter. Leci w naszą stronę. Okazuje się, że jeden z biegaczy na podejściu zasłabł (zapewne odwodnienie) i będą go zabierać. Po paru minutach helikopter odlatuje tylko po to aby wrócić po jakimś czasie. Wtedy jestem już na najbardziej stromym kawałku. Z mojej perspektywy wygląda to na pionową ścianę, a helikopter nad głową nie ułatwia.
Przyklejam się do ziemi, komuś zdmuchuje czapkę.
Po paru minutach można ruszyć dalej na najbardziej strome podejście.
Wyczekuję szczytu, licząc, że będzie prościej, szybciej, da radę nadgonić.. próżne me nadzieje…
Na Krzyżne (2112m) widoki piękne, ale nie ma czasu się nimi napawać. Podaję swój numer sędziemu, aby ze względu na akcję ratowniczą wydłużył nam trochę czas. Słyszę jak podaje dalej, żeby nam doliczyli 3 minuty… Walka z czasem trwa.
49 km i 11:37 godziny za nami – 7 km i 2 godziny od punktu. Do Wodogrzmotów zostało 7 km i prawie dwie godziny do limitu. Niby blisko, a tak daleko….
Zejście jest równie trudne jak podejście. Ześlizgujemy się po stromych skałach, trzeba uważać na każdy krok. Minuty mijają a dystans stoi w miejscu. W pewnym momencie jeden głaz wielkości arbuza zaczyna się staczać wprost na parę turystów poniżej. Krzyki uwaga i dziewczyna w ostatniej chwili unika zderzenia. Głaz przeleciał obok ocierając się jej o plecy. To zejście to naprawdę nie przelewki!
Upewniając się, że poza szokiem dziewczynie nic nie jest (zapłakana próbuje dojść do siebie) wznawiamy nasze zejście.
Widać już Dolinę Pięciu Stawów (1670m) i Wodospad Siklawa. Ależ cudnie, można by tu spędzić chwilę… tik tak, tik tak odzywa się w głowie….
Od schroniska w dolince do punktu można próbować biec. Próbować, bo to co robię biegania nie przypomina. Kolana się nie zginają, wszystko boli, upał doskwiera. Tempo przypomina szybki marsz.. byle do przodu.
Na punkt wbijam minutę przed oficjalnym czasem. Michał z Piotrem są tam już od paru minut, wiec pomagają mi zatankować flaski i bukłak.
Ja potrzebuję 5 minut… zjadam dwa żele na raz (ostatnio jadłem przed podejściem na Krzyżne – czyli 3h temu!), biorę dwa saltsctiki i ruszamy. Mamy niecałe 3H na 15km. Wykres wysokości wygląda na łaskawy … od taki standardowy jak na każdym innym ultra. Przyjmuje to z ulgą, chociaż wiem, że nic nie jest jeszcze pewne.
Na tym punkcie nie ma jedzenia (były jakieś kulki mocy), ale jest za to pełen wybór picia: Woda, Cola i chyba trzy rodzaje izotonika. Wypas!
BUGT – Meta
Po Wodogrzmotach chwilę biegniemy po asfalcie, aby po około kilometrze wrócić na szlak.
Jeżeli podejście jest strome, to umieram, ale jeżeli jest delikatnie pod górkę, to moje spacery z psem oddają i mam siłę mocno iść pod górę. Na płaskim i w dół staramy się truchtać.
W połowie dystansu minutowy postój na żel i picie. Widać, że dzień się kończy, więc wyciągamy czołówki.
Mijamy się co chwila z tymi samymi biegaczami i dopingujemy siebie nawzajem. Sędziowie na skrzyżowaniach patrzą na nas z litością, zapisują numery i pytają „dużo Was tam jeszcze?” 😉
Ostatnie podejścia, ostatnie zbiegi.. wreszcie widać na zegarku, że do mety kilometr i 25 minut… mamy to.
Na metę tuż przed nami wbiega koleżanka z kartką na plecach – „Ostatni bieg do korony ultramaratonów Polski”.
Gratuluję Królowo!
Na metę trafiamy po 16 godzinach i 18 minutach. Chce mi się płakać, jestem wyczerpany jak nigdy dotąd. Łzy nie lecą, bo organizm oszczędza wodę.
Dostajemy medal i spodenki finishera. Oddajemy chipy i trakcery GPS.
Zarzekamy się, że nigdy więcej BUGT i dobrze, że to ukończyliśmy, bo inaczej trzeba było by tu wrócić. Teraz co najwyżej „można” 😉
Na mecie biorę posiłek (później okazuje się, że nie jestem w stanie go nawet ruszyć), oraz piwo, które po dwóch łykach oddaję, bo mi zupełnie nie smakuje.
Wracam do pokoju, jest coraz chłodniej. Organizm przemączony oddał ciepło i teraz jest zimno.
Biorę szybki prysznic a po wyjściu mam drgawki… chłopaki idą coś zjeść, a ja do łóżka. Nurofen na noc bo czuję, że będzie gorączka. Na zmianę jest mi zimno i gorąco i całe ciało boli… Zasypiam.
Rano dowiadujemy się, że wg organizatora były to najtrudniejsze zawody w historii biegu (7 edycji) a do mety dobiegło (w moim przypadku doczłapało) 50% uczestników!
Co jak co, ale mamy szczęście do warunków 🙂
Jeżeli podobają ci się moje relacje zasponsoruj mi kawę lub piwo:
Run And Fly – Na gorąco z grani
Relacja Filmowa z Biegu Ultra Granią Tatr 2024 – 71km
Nagroda
Znacie mnie trochę (albo i nie) i wiecie, że biegam dla „nagród” 😉
Tym razem moją nagrodą była plakietka z tego trudnego biegu.
Taką spersonalizowanę plakietkę możecie u mnie zamówić z tego lub jakiegokolwiek innego biegu. Na półce pręzęntuje się swietnie! Zapraszam do sklepu po plakietkę biegową
BUGT 2024 – podsumowanie
Wyposażenie
Organizacja / Trasa BUGT
Organizacyjnie perfect.
Punkty bogate, wolontariusze bardzo pomocni i życzliwi zarówno na punktach jak i na trasie.
Trakcery GPS w pakiecie startowym.
Widoki zapierające dech w piersiach przez 80% biegu.
Zdecydowanie najpiękniejsza i najtrudniejsza trasa z jakią miałem okazję się zmierzyć!
Czy wrócę w Tatry – na pewno.
Czy wrócę na trasę – jako wolnotariusz całkiem prawdopodobne, jako zawodnik… czekam aż odpali się syndrom sztokholmski 😉
A który według mnie bieg bardziej zasługuje na miano „najtrudniejszy bieg w Polsce”? Piekło Czantorii czy Bieg Ultra Granią Tatr?
Zdecydowanie BUGT!
Chciałbym tu przy okazji podziękować mojej żonie Beacie, która na każde moje wyjazdy z chłopakami zawsze piecze nam jakieś pyszne ciasto, abyśmy się mogli doładować węglami przed biegiem 🙂 Teraz upiekła nam świetne ciasto z jabłkami – dziękujemy!
Jeden komentarz
Beata
Brawo chłopacy 🔥🔥🔥🔥💯